Jesteśmy sponsorem wyprawy "Jelczem w Himalaje 2024 Śladami Uczestników" organizowanej przez Macieja Pietrowicza, naszego absolwenta studiów MBA!

 

Celem wyprawy jest uhonorowanie polskich wspinaczy poprzez pamięć o nich i ich dokonaniach w historii światowego himalaizmu oraz przywołanie pamięci o złotej erze polskiego himalaizmu. Organizatorem wyprawy jest Fundacja Pietrowicz Śladami Uczestników, która została założona przez Macieja Pietrowicza, pasjonata historii wypraw w góry wysokie.

 

 - Powiedzieć o Macieju Pietrowiczu, że to osoba z pasją i charyzmą, to duże niedomówienie. Szczerze mówiąc, trudno mi znaleźć odpowiadające jego zaangażowaniu określenia. Maciej to osoba nietuzinkowa. Gdziekolwiek się pojawi, pociąga za sobą tłumy. Ludzie patrzą na niego z podziwem, a dowiadując się o działaniach, które realizuje – od razu zaczynają go śledzić w mediach społecznościowych i kibicować przedsięwzięciom. Tak stało się z nami – Uniwersytetem WSB Merito we Wrocławiu, uczestnikami programów MBA, a także z trenerami, którzy prowadzą zajęcia na naszych studiach! To jest absolutnie fenomenalne.

Gorąco kibicujemy wyprawie i czujemy się z nią szczególnie związani, ponieważ w pewnym sensie byliśmy obserwatorami jej organizacji. Maciej jeszcze do niedawna był uczestnikiem studiów MBA na naszej uczelni, a dzisiaj jest już absolwentem. Byliśmy i nadal jesteśmy świadkami tej nieprawdopodobnej inicjatywy. Maciej podczas studiów wielokrotnie dzielił się swoją pasją, słuchaliśmy opowieści, przyglądaliśmy się wyzwaniom jakie podejmuje, wręcz z poziomu case study. Na pikniku integracyjnym dla MBA, Maciej wygłosił prelekcję przedstawiając nam nie tylko fascynującą historię polskiego himalaizmu, ale zwracając też uwagę na to, jak ważne są kwestie organizacyjne zawiązane tak wielkimi wyprawami. Dzięki temu mogliśmy spojrzeć na losy wypraw nie tylko od przygodowej, niemal romantycznej strony, ale też przyjrzeć się im jako projektom - skrupulatnie zaplanowanym i ekstremalnym przedsięwzięciom. Dziś, choć czasy się zmieniły, to stale są nieprawdopodobnie trudne w realizacji projekty.


Najlepiej opowiada o tym sam Maciej, dlatego serdecznie zapraszam do przeczytania wywiadu z nim!

- zaprasza Magdalena Kuriata, dyrektor Programu MBA na Uniwersytecie WSB Merito we Wrocławiu


Wywiad z Maciejem Pietrowiczem, organizatorem wyprawy Jelczem w Himalaje

 


Maciej Pietrowicz, organizator wyprawy.
 

MERITO: Założyłeś fundację „Pietrowicz Śladami Uczestników”. Skąd taka nazwa, do czego ona nawiązuje?
Maciej Pietrowicz: Nazwa „Pietrowicz Śladami Uczestników” jest hołdem dla mojego Taty Jerzego Pietrowicza i wszystkich pionierów polskiego himalaizmu, którzy w latach 70. i 80. zbudowali fundamenty naszych sukcesów w górach najwyższych. Chciałem, aby fundacja odzwierciedlała ich dziedzictwo i kontynuowała misję popularyzacji historii polskich wypraw w góry wysokie. Podążamy „śladami uczestników” tamtych wydarzeń, próbując zrozumieć ich wyzwania, motywacje oraz docenić ich wkład w naszą wspólną górską historię. Personalnie, fundacja pozwala mi jeszcze bardziej odczuć emocje zapisane w dziennikach mojego Taty oraz dopisać kolejny rozdział do drugiego wydania książki „Śladami Uczestników”.

Jednym z celów fundacji jest popularyzacja historii polskiego himalaizmu, którego największe osiągnięcia przypadają na lata 70. i 80. Okres ten nazywany jest złotą erą polskiego himalaizmu. W tym czasie działali najwięksi polscy wspinacze, wspinał się też Twój Tata. Możesz o nim opowiedzieć? Kim był i jak stał się inspiracją do misji, której się podjąłeś?
Mój Tata, Jerzy Pietrowicz, zmarł jak miałem 8 lat, a ja nie pamiętam za wiele z dzieciństwa. Poprzez fundację jednak mam kontakt z himalaistami, którzy doskonale go pamiętają. Dzięki temu poznaję go na nowo. Jego rówieśnicy z GOPR-u, uczestnicy wypraw w Himalaje ubiegłego wieku, chętnie dzielą się ze mną opowieściami o nim. Zwyczajnie mówią mi jaki był. To jest na pewno wartością dodaną dla mnie. Na tej podstawie powstała też moja monografia „Śladami Uczestników Pierwszej Jeleniogórskiej Wyprawy w Himalaje 1979”.

Kiedy pojawiło się u Ciebie zainteresowanie tematyką wypraw górskich i jak przebiegała Twoja droga, Twój rozwój w tym obszarze?
Moje zainteresowanie górami wcale nie zaczęło się tak dawno temu. W dzieciństwie owszem, słuchałem czasem opowieści o górach, wiedziałem o rodzinnej historii. Nie oddawałem się jej jednak jakoś szczególnie. Dopiero w 2019 r., przy okazji organizowania jubileuszu 40-lecia wyprawy, „pojawiłem” się w środowisku górskim. Nie jako sportowiec, ale bardziej zainteresowany tamtą erą himalaizmu. Przeczytałem wtedy dokładnie dzienniki mojego Taty, dowiedziałem się, że mógł z tej wyprawy nie wrócić. Pokłosiem czego bym się nie narodził. Nie ukrywam, że jak się o tym dowiedziałem, zupełnie inaczej spoglądam dzisiaj na życie. Góry więc lubię, ale nie wspinam się sportowo. Przez ostatnie 5 lat słuchania opowiadań o złotej erze, osobiście poznałem też wiele polskich ikon tego sportu. Ogromnie się cieszę, że fundacja przyczyniła się do uratowania tak wielu historii. Mając na uwadze fakt, że zajmujemy się tym tylko w weekendy, zarówno na wydarzeniach na żywo oraz w Internecie, oceniam ten rozwój bardzo pozytywnie. Niewątpliwie wyprawa Jelczem, którą staramy się zrealizować, jest znaczącym katalizatorem do działania.

Organizujesz niesamowitą wyprawę „Jelczem w Himalaje”. Opowiedz o niej, na czym polega? Jaki jest harmonogram? Dokąd chcecie dotrzeć?
„Jelczem w Himalaje 2024 Śladami Uczestników” to wyprawa, która wraca do przeszłości. Naszym celem jest dotarcie do Nepalu historycznym Jelczem – pojazdem, który służył polskim himalaistom w latach 70. i 80. Wracamy do emocji, które towarzyszyły dawnym ekspedycjom. Osiągamy to poprzez podróż w tych samych warunkach, aby pokazać światu trud, jaki nasi lodowi wojownicy pokonywali w ubiegłym wieku. Jelcz po 45 latach ponownie pojawi się w Katmandu i Pokarze. Nasz cel to upamiętnienie uczestników, w tym trzech wspinaczy, którzy zginęli w Himalajach, poprzez złożenie hołdu przy tabliczce pamiątkowej w opuszczonej od 1979 r. bazie wspinaczy. W podróż wyruszy z nami dwóch himalaistów z tamtej pamiętnej wyprawy, w tym Ryszard Włoszczowski i Bogdan Dejnarowicz. Ponieważ naszym celem jest promocja polskich korzeni, zaplanowaliśmy wydarzenia także we współpracy z naszą Ambasadą RP w New Delhi, na wzór tego, które zorganizowaliśmy w 2021 r. w placówce RP w Iranie oraz w Ankarze. W trakcie wyprawy towarzyszyć nam będą himalaiści z Indii oraz Nepalu. Planujemy też wystawę fotografii, które wieziemy ze sobą.

Jak wygląda harmonogram? W 2021 r. z przyczyn obiektywnych musieliśmy zatrzymać naszą wyprawę przed granicą Pakistanu. W tym roku dokańczamy projekt przez Indie i Nepal, a pojazd jest już w drodze do Mumbai drogą morską. Startujemy na kołach w październiku. Jak długo i gdzie dojedziemy? Przecież w 1979 r. także tego nie wiedzieli! Zachęcam więc do śledzenia www.jelczemwhimalaje.pl tam będą publikowane dzienniki wyprawy oraz vlogi z YouTube „Śladami Uczestników” oraz z Facebooka: sladamiuczestnikow.



Jelcz przygotowany do transportu drogą morską do Indii, na chwilę przed załadunkiem.
 

Czy to jest upamiętnienie jednej konkretnej wyprawy, czy idei tych wypraw?
Wzorujemy się na wyprawie jeleniogórskiej z 1979 r., której uczestnikiem był mój Tata. Jadą dziś z nami ponownie Jelczem, jego koledzy z tej wyprawy. Chcemy podkreślić ich trud, oddać hołd sportowcom, którzy pozostali w górach. Jelczem w Himalaje 2024 to także wyprawa, która upamiętnia całą ideę polskiego himalaizmu. Chcemy pokazać, jak wielkie znaczenie miały te wyprawy dla rozwoju himalaizmu światowego. W końcu 10. z 14. ośmiotysięczników zimą zdobyli Polacy, a gdyby nie Jelcz (przyp. MP: usłyszane od kierowcy wyprawowego) to sukcesów w Himalajach Polacy tak dużo by nie mieli.
 
Dlaczego właśnie Jelcz?
Gros wypraw w latach 70. i 80 dochodziło do realizacji tylko dzięki pojazdom marki Jelcz, dzięki którym przewożony był ekwipunek oraz uczestnicy. Tylko w 1979 r. jechało do Nepalu aż 9. himalaistów - w kabinie, na jej dachu i pod plandeką na skrzyni załadunkowej. Na naszym kanale YouTube „Śladami Uczestników” dużo opowiadam o tamtych wyprawach Jelczem. Udało mi się naliczyć kilkanaście ekspedycji i prezentuję to na każdym wystąpieniu na scenie, jeśli jestem zapraszany na górskie wydarzenia. Z przyjemnością opowiadam „z drugiej ręki” o tamtych czasach, także z perspektywy roli kierowców wypraw – to od nich wysłuchałem najwięcej. Jestem zaszczycony, gdy zgadzają się ze mną na tej scenie występować.
 

Samochód, którym wyruszacie zwraca uwagę na to, jak ważne jest zaplecze organizacyjne i techniczne wyprawy oraz ludzie, którzy za tę część odpowiadają. Sukcesy wypraw i medialność wspinaczy sprawiają, że o zapleczu opinia publiczna nie myśli, a bez niego przecież, bez kierowców, organizatorów z ogromnym doświadczeniem, takie wyprawy by się nie odbyły. Możesz opowiedzieć o logistyce organizacji wypraw w góry wysokie?
Chętnie odsyłam po bezpośrednie relacje właśnie kierowców wypraw złotej ery, ich unikatowe wywiady są dostępne na naszym kanale YouTube: „Śladami Uczestników”, w szczególności wywiady z Marianem Sajnog oraz ze śp. Wiktorem Szczypką.

Ze swojej strony muszę dodać – przejazd Jelczem 10 000 km w trójkę w małej kabinie z hukiem silnika i w irańskim upale do najłatwiejszych zadań nie należy. Przeżywam to doświadczenie dzięki temu projektowi. Nie da się w paru słowach przenieść tych emocji na papier. Dlatego będę stale podkreślał jak ważną dla wypraw była kwestia logistyczna.

 


Od lewej: Maciej Pietrowicz, Ryszard Włoszczowski uczestnik wyprawy na Annapurnę Południową w 1979 r., Bartosz Krala kierowca rajdowy, kierowca obecnej wyprawy Jelczem w Himalaje.
 

Czy w latach 70. I 80. było podobnie, czy te aspekty organizacyjne się różniły? Z jakimi wyzwaniami np. musiał mierzyć się Twój Tata i Sudecki Klub Wysokogórski organizujący tę wyprawę?
Na temat organizacji wypraw wtedy i dziś poświęcę cały rozdział, jak nie dwa w drugim wydaniu książki „Śladami Uczestników”. Powiem tak: o ile ekwipunek, sprzęt i odzież to przepaść technologiczna, która dzieli nas od 1979 r., to sprawy formalne, administracyjne i przede wszystkim budżetowe oceniam dziś na dużo trudniejsze. Chcę podkreślić, że nie da się już w tych czasach „machnąć” podpisu na masce Jelcza w obecności celnika i przekroczyć granicę mówiąc, że zważony ser, na który nie mieli dokumentów, jest smarem do Jelcza. Komputery zabiły tamtą epokę i styl działania. Niewątpliwie największym przedsięwzięciem organizacyjnym tego projektu jest transport morski. Znam historię jednej z wypraw z 1980 r., gdzie również Jelcz był transportowany do Indii drogą morską. Kierowca tej wyprawy nie miał kłopotów i wyzwań z jakimi ja dziś muszę się mierzyć.


Jak duży jest zespół wyprawy „Jelczem w Himalaje”? Czy jest jakiś podział zadań, może osobistych celów poszczególnych osób? Jakie są Twoje zadania w zespole i jakie są Twoje pragnienia związane z wyprawą?
Nasze sylwetki można poznać na stronie projektu www.jelczemwhimalaje.pl. Wiem od dwóch uczestników pamiętnej wyprawy z 1979 r., że jest to dla nich niesamowita, emocjonalna przygoda. Wracają do miejsca, gdzie 45 lat temu stracili kolegów. Wracają do młodości, otwierają się i opowiadają o czasach, które coraz szybciej odchodzą, a które ja pragnę dziś utrwalać na papierze i na filmach. Jak się dzielimy? Przede wszystkim charakterami, które odróżniają nasze sylwetki, ale też się uzupełniają. To także niesamowite połączenie dwóch światów, motoryzacyjnego i górskiego. Jedzie z nami bowiem dwóch kierowców-mechaników, którzy ten projekt wspierają doświadczeniem.

Prowadzenie fundacji, przygotowanie wyprawy i udział w niej wymagają ogromnego zaangażowania i czasu, a przecież nie są Twoim jedynym zajęciem. Masz też inne, równie ambitne projekty zawodowe. Czym zajmujesz się zawodowo i czy Twoja praca koreluje w jakiś sposób z pasją do gór i wypraw?
Zawodowo jestem związany z całkowicie inną branżą, od lat jest to branża produkcyjna – Automotive. Zawsze pasjonował mnie rozwój osobisty i chęć ciągłego doskonalenia w tym obszarze. To dzięki temu nie tak dawno ukończyłem dwuletnie studia MBA na Uniwersytecie Merito we Wrocławiu. Nie ukrywam, że akurat na tych studiach, moje koleżanki i koledzy o Jelczu to się musieli nasłuchać w szczególności :). Jak wspomniałem, wcześniej nie żyłem nigdy „górami”, w szczególności w momencie rozwoju zawodowego. Może gdybym wcześniej odszukał dzienniki mojego Taty i je dokładniej przeczytał, zmieniłbym kierunek zawodowy w życiu. To jednak ostatnie lata pomogły mi zdobyć doświadczenie w wystąpieniach m.in. na scenie oraz przed kamerą. Zachęciło mnie to do próby przekazywania wiedzy ze świata fabryk moim studentom, bo od roku jestem w weekendy nauczycielem akademickim.

 

Czego uczą góry i przygotowywanie wypraw?
Według mojej oceny przygotowanie wypraw to obszar do stałej eksploracji, szczególnie pod względem tej części organizacyjnej, którą nazywam wyprawowym marketingiem. Poza tym wyprawy kształtują determinację, a tej staram się też uczyć od ludzi tamtej epoki. Góry to dla mnie pokora i wytrwałość w osiąganiu celów.
 

Wyprawa, którą teraz rozpoczynasz nie jest pierwsza, byłeś już z wyprawą w Himalajach w 2019 roku i planowałeś powrót w 2020 r., ale tu przeszkodziła pandemia. Czy tegoroczna wyprawa różni się od poprzednich?
Oj, nie tylko pandemia! Miało być prosto, a już w 2020 r. zatrzymała nas światowa pandemia. Wyjechaliśmy w 2021 r. w czasach niepewnych granic, a wizy na dalsze kraje otrzymywaliśmy na bieżąco w Turcji. Gdy wyruszyliśmy granica z Iranem była zamknięta! Jelcz był jedynym pojazdem, a po celnika trzeba było się udać 500 m od zamkniętej bramy. Do Iranu wjechaliśmy na wizę sportową, bo inne nie były możliwe. Pakistan na nas czekał, ale wojska amerykańskie w tym samym roku postanowiły opuścić Afganistan po dwudziestu latach swojej obecności. Powstał wielki exodus uciekającej z Afganistanu ludności. Obszar Beludżystan stał się dla nas barierą nie do pokonania. Tuż przed nią musieliśmy zawrócić, bo aktywności talibów przy granicy Taftan nie dały nam szansy na powodzenie.

Już w 2022 r. chcieliśmy kontynuować wyprawę, ale sytuacja w Ukrainie skomplikowała logistykę. W 2023 r. wybuchł konflikt na wschodzie na linii Izrael – Palestyna. To uniemożliwiło nam transport morski do Indii. Kanał sueski jest do dziś zablokowany. Przemieszczają się tam nieliczne rejsy, a jak się to już uda, kwoty za ubezpieczenia są dla nas nieosiągalne.

W 2024 r. postanowiłem, że mimo tych komplikacji spróbujemy ten jeden, ostatni raz dotrzeć Jelczem w Himalaje. Pojazd już płynie wokół Afryki (opłynie przylądek Nowej Nadziei) do Indii. W międzyczasie mierzymy się z ogromną biurokracją ze strony Indii, co nie napawa optymizmem, że ten pojazd wpuszczą na ląd, ale absolutnie się nie poddajemy. Odpowiadając na pytanie: tegoroczna wyprawa niczym się nie różni od tych z lat poprzednich. Najtrudniejsze dla fundacji jest to, że jeszcze nie mamy za co wrócić! Jednak to w tym projekcie jest chyba najcenniejsze, osobiście czuję to co uczestnicy w 1979 r. Oni też nie mieli dolarów na dewizy…

 

Twoja fundacja prowadzi też działalność dobroczynną. Na czym ona polega i co chcecie zawieść do Nepalu?
Nie przewozimy podarunków – wtedy w porcie w Indiach na 100% by nas nie wypuścili. Nie ogłaszam tej akcji szeroko w mediach, ale projekt ma też na celu pomoc humanitarną. Współpracujemy na miejscu z zaprzyjaźnioną fundacją i mamy w planie wspomóc ponownie przytułek, w którym byliśmy już w 2019 r. Akcja jest bardzo prosta. Przed samą wizytą ogłosimy w mediach, że szukamy darczyńców na zakupy dla przytułku. Fundacja zakupi rzeczy, które na filmach video zaprezentuję darczyńcom z podziękowaniami i z dokumentem zakupu. Następnie realizując ten cel statutowy, zrobimy przekazanie do placówki w Nepalu, dokumentując to na naszym kanale YouTube: „Śladami Uczestników”. Wierzę, że w ten sposób uda nam się w Katmandu zapakować całego Jelcza w podarunki!


Czego życzy się ludziom, którzy wyruszają w tak niecodzienną wyprawę, czego chciałbyś, abyśmy Ci życzyli?
Szczęścia, aby nas nie opuszczało. W 2021 r. bardzo wiele zawdzięczaliśmy właśnie szczęściu.

Jeśli ktoś chciałby dołożyć swoją cegiełkę do Twojej działalności dobroczynnej lub finansującej wyprawę, jak może to zrobić?
Na stronie projektu www.jelczemwhimalaje.pl ruszył nasz sklep wyprawowy z koszulkami, bluzami i innymi pamiątkami Himalaya Expedition w limitowanej serii „Jelczem w Himalaje 2024”. Najlepiej nas wesprzeć kupując dla siebie taki fajny, użytkowy produkt. Dochód ze sprzedaży przeznaczamy na cele statutowe fundacji. Oczywiście zachęcamy też do pozostania naszym patronem na https://patronite.pl/sladamiuczestnikow, a wspólnie uzbieramy na statek powrotny Jelcza do Polski.


Z Maciejem Pietrowiczem rozmawiała Katarzyna Saranek z Uniwersytetu WSB Merito we Wrocławiu.

Czytaj więcej