Czas na maturalne wspominki. Kto był „ścisłowcem”, kto wylosował miejsce tuż przed komisją, kto bardzo się zestresował, a kto podszedł do tematu kreatywnie? Sprawdź, jak swój egzamin dojrzałości wspominają reprezentanci władz WSB.

 

Maturę zdawałem dawno temu – w czasach, kiedy egzamin pisemny z języka polskiego polegał wyłącznie na napisaniu obszernej pracy na jeden z trzech tematów. Nie przepadałem – i ciągle nie przepadam – za długą formą wypowiedzi. Jestem „ścisłowcem”. Była to więc najbardziej stresująca część matury. Wylosowałem numer stolika i… zobaczyłem, że jest podejrzanie niski!!! Tak, okazało się, że siedziałem centralnie przed komisją. Zimny pot – to mało powiedziane. Paraliż trwał niemal godzinę, nie mogłem zebrać myśli. Dopiero później zacząłem pisać. Zabrakło tej godziny na szlif wypowiedzi. Na szczęście dla mnie zdałem.

dr Roman Łosiński, Dziekan Wydziału Finansów i Bankowości, WSB w Poznaniu

 

Dobrze pamiętam moją maturę z języka angielskiego. Wypracowanie dotyczyło twórczości Alistaira MacLeana, jednego z moich ówcześnie ulubionych autorów. Czasy były takie, że żadnej z tych książek nie miałem szans przeczytać w oryginale. Pisemny angielski poszedł bardzo dobrze, zatem ustnego zdawać nie musiałem. Dlaczego akurat to pamiętam? Bo moja anglistka i wychowawczyni, pani profesor Barbara Pietrzak, jest na liście osób, którym w życiu najwięcej zawdzięczam. Warto było: wymagania bardzo wysokie, a pasja dydaktyczna jeszcze większa! Matura 1988, Katowice, II LO im. Marii Konopnickiej.
dr Krzysztof Koj, Dziekan, WSB w Chorzowie

 

 

 

Ja również pisałam maturę w trudnym czasie – rocznik 2002 i nieudana próba wprowadzenia tzw. nowej matury. Maturę próbną pisałam z biologii, mojego ukochanego przedmiotu, właśnie w tej nowej formule, ale właściwy egzamin dojrzałości jednak na starych zasadach i to z matematyki, która bardziej pasowała do moich dalszych planów akademickich. Oczywiście stres był ogromny! Tak duży, że absolutnie nic nie pamiętam z samego przebiegu egzaminu. Może poza tym, że wychodząc do toalety, zapomniałam założyć buty i wyszłam boso :-D Ale na szczęście wszystko się udało i dziś mam całkiem miłe wspomnienia z tego treningu przed kolejnymi ważnymi egzaminami, których w życiu jest jeszcze bardzo dużo.
dr Katarzyna Szymańska, Prodziekan ds. jakości kształcenia,  WSB w Szczecinie
 

Czasy mojego egzaminu dojrzałości, bo tak zwykło się nazywać egzamin maturalny, wspominam z wielkim rozrzewnieniem i tęsknotą. Były to czasy mojej młodości, czasy kształtowania światopoglądu i poszukiwania swojego miejsca w życiu. Jako absolwent Technikum Budowlanego przed egzaminem maturalnym musiałem zaliczyć cały cykl egzaminów z przedmiotów zawodowych i przyznam szczerze, że bardziej stresowaliśmy się właśnie nimi, jako tymi, które zwieńczają okres przygotowania zawodowego i nadają absolwentowi określony tytuł. Do samej matury podszedłem już z większym luzem i swobodą, aczkolwiek miałem świadomość, że od jej wyników  zależeć będzie moja dalsza ścieżka naukowego rozwoju. Dzień przed maturą pozwoliłem sobie na odpoczynek i dawkę rozrywki – rozegrałem z kolegami na boisku mecz piłki nożnej. Ruch na świeżym powietrzu z pewnością zminimalizował stres przedmaturalny. Wieczorem obejrzałem również film w telewizji i pamiętam, że długo nie mogłem zasnąć. Następnego dnia wstałem i ubrany w strój galowy poszedłem na egzamin z języka polskiego. Na drugi dzień zdawałem matematykę, a po tygodniu czy dwóch część ustną z języka polskiego, matematyki i geografii. Formuła egzaminu maturalnego w 1992 roku nie przewidywała zakresu podstawowego czy rozszerzonego. Była po prostu matura, a potem odrębny egzamin na wymarzone studia. Niemniej jednak pomyślny wynik egzaminu maturalnego zawsze stanowił swoistą nobilitację i przepustkę do dalszej nauki. Dla moich rówieśników zdana matura i dostanie się na studia były również sposobem na ominięcie obowiązku odbycia służby wojskowej. Pamiętam radość w dniu ogłoszenia wyników i gratulacje od bliskich i przyjaciół. Poczułem się faktycznie dumny i dorosły. 
dr hab. Radosław Kamiński, prof. WSB, Dziekan Wydziału Finansów i Zarządzania, WSB we Wrocławiu

 

 

Matura pisemna z historii, do wyboru trzy tematy. Żaden „nie podszedł” za specjalnie. Wybrałam mało ambitny, mało skomplikowany, dziwnie prosty – tak kiedyś wybierało się tematy na maturze! Egzamin trwa, podchodzi mój historyk i bez ogródek szepcze przez ramię: „Poradzisz sobie z tym tematem? Nie jest łatwy. Jesteś jedyną w sali, która go wybrała. Może jeszcze chcesz zmienić? Zdążysz…”. I wtedy moja pewność siebie rozpłynęła się… Pół godziny siedziałam nad kartką, próbując dojść do tego, czego w tym temacie nie zrozumiałam. Po wyjściu z matury pierwszy raz w życiu puściły mi nerwy. Płakałam jak dziecko. Godzinę nie byłam w stanie wytłumaczyć, co się stało. Świat mi się zawalił, jaki będzie wstyd! Nie zakładałam, że matury można nie zdać! Po tygodniu dramatu odebrałam wyniki. Ocena: bardzo dobry i zwolnienie z matury ustnej!

Małgorzata Jagusch, Wicekanclerz, WSB w Opolu

 

Moja matura? Pamiętam piękny słoneczny majowy dzień, godzina 9.00, egzamin z języka polskiego, a w kolejnym dniu matematyka. Egzaminy wspominam bardzo dobrze. Nie miałam wątpliwości, że zdam, w końcu przygotowywałam się cztery lata. Mimo wszystko najgorsze było czekanie na wyniki. 
dr Monika Wyrzykowska-Antkiewicz, Dziekan, WSB w Toruniu

 

Pamiętam, że w okolicach kwietnia zrobiłam sobie podsumowanie tego, co jeszcze powinnam powtórzyć i wpadłam w panikę – „...jeszcze tyle nie umiem...”. Z perspektywy czasu wiem, że to był tylko mój niepotrzebny strach. Dodatkowo został spotęgowany faktem, że na egzaminie pisemnym z języka polskiego wylosowałam numerek przed samą komisją, która szeptami zakłócała ciszę. Zawsze byłam typem kujona, więc przykłady chowania ściąg w kanapkach czy wszywania dodatkowych kieszeni w marynarkach mogłam wyłącznie obserwować wśród swoich kolegów i koleżanek ze szkolnej ławki. Byłam bardzo mocna z matematyki, natomiast język polski sprawiał mi większe trudności (mimo że byłam redaktorem szkolnej gazetki). Oba egzaminy, zarówno ustne, jak i pisemne, zdałam bez problemu. Swoje wspomnienie chciałabym podsumować krótkim przesłaniem do tegorocznych maturzystów: „Drodzy maturzyści – na luz i do dzieła. Co ma być, to będzie. Podejdźcie do tematu na spokojnie, z pewnością jesteście dobrze przygotowani – przecież uczyliście się przez 4 lata. Przed Wami trochę stresu, a później zasłużone wakacje i odpoczynek”.

dr Katarzyna Kachel, Prodziekan, WSB w Bydgoszczy

 

 

Moją szkołą średnią było technikum ekonomiczne. Gdy ktoś kończy szkołę z praktycznym przygotowaniem, ważniejsze są dla niego egzaminy końcowe niż matura. Tak się przejęłam tymi egzaminami, że dosłownie zapomniałam się przygotować do matury ustnej z języka polskiego. Pisemna poszła mi na szczęście na tyle dobrze, że nie musiałam przystępować do egzaminu ustnego! Natomiast na egzaminie ustnym z języka angielskiego wylosowałam obrazek, gdzie na tle wysypiska śmieci wypoczywały, opalając się w słońcu, osoby na leżakach plażowych. Kompletnie nie byłam gotowa, by po angielsku omawiać zagadnienia proekologiczne, więc wybrnęłam, opowiadając o tym, gdzie na pewno nie pojechałabym na wakacje. Egzamin zdałam na cztery. Życzę Wam kreatywności! Będzie dobrze :)
dr inż. Irena Bach-Dąbrowska, Dziekan Wydziału Finansów i Zarządzania, WSB w Gdańsku

 

Lubię mieć wybór i może dlatego chętniej przygotowywałem się do tych przedmiotów maturalnych, które sam wybrałem, a były to historia i język angielski. Przed egzaminem pisemnym z historii wytypowałem trzy potencjalne tematy i szczególnie się z nich przygotowałem. Na samym egzaminie okazało się, że dwa szczęśliwie przewidziałem, po czym musiałem dokonać wyboru, który zamierzam opisać. O ile dobrze pamiętam, zdecydowałem się na kształtowanie granic Polski. Z angielskiego szczególnie się nie przygotowywałem – egzamin był ustny, a ja uwielbiam rozmawiać po angielsku.

dr hab. Artur Kozłowski, prof. WSB, Dziekan Wydziału Ekonomii i Zarządzania, WSB w Gdyni

 

Gdy zdawałem maturę, była ona podstawą przyjęć na wszystkie studia wyższe. Nie było więc egzaminów wstępnych – podobnie jak dzisiaj – a podstawą przyjęć był tylko wynik matury. Od zawsze jakoś tak się układało, że w kręgu moich przyjaciół zdecydowaną większość stanowili artyści. Aktorzy, malarze, muzycy. Pamiętam, że to były jedyne osoby, które nie przejmowały się zbytnio maturą, bo i tak musieli zdawać egzaminy wstępne. Bardzo im wtedy zazdrościłem. Do czasu, gdy ogłoszono wyniki matur. Dla mnie zaczęły się najdłuższe wakacje w życiu, a im czas jednych z najważniejszych egzaminów w życiu: wokalnych, plastycznych, aktorskich. Dzisiaj wszyscy wspominamy jednak ten czas bardzo dobrze. 
dr Maciej Kawecki, Dziekan, WSB w Warszawie

 

 

Zobacz także